Maleńka miejscowość Ostrów, o której mówi się Małopolska Prowansja na przełomie czerwca i lipca odwiedzana jest przez setki osób – miłośników lawendowych pól.
Jak to wszystko się zaczęło?
Na niewielkim skrawku pola małżeństwo ogrodników, Pani Barbara i Andrzej Olender, po szczegółowej analizie wybrali odpowiedni gatunek i posadzili pierwsze kępki lawendy. Chcieli przywołać na nim kolory i zapachy Prowansji, a stworzyli nie lada atrakcje turystyczną. W momencie zakładania plantacji lawenda nie była tak popularna jak obecnie. Nie było też łatwo przetrzymać ją przez zimę ponieważ odmiany powszechnie sadzone nie wytrzymywały mrozów. Dopiero od kilku lat są odmiany, które zimują w Polsce. Swoje pierwsze sadzonki Państwo Olender sprowadzili finalnie z Holandii.
Praca przy lawendzie
Praca przy lawendzie nie jest ciężka, ale czasochłonna. Należy odchwaszczać rabaty, a nie można używać zbyt dużo oprysku ponieważ plantacja znajduje się wśród pól i łąk, a co za tym idzie jest naturalnym środowiskiem bytowania pszczół. Tak więc plewić trzeba ręcznie. Na wiosnę usuwa się części zeschnięte bądź takie które nie przeżyły zimy. Żniwa przypadają na koniec czerwca Wówczas ścina się ją tradycyjnie – sierpem. Następnie lawenda trafia do dekoracji stołów, do wazonów lub jako zapachowe suszki do woreczków. Z lawendy można zrobić syrop na ból brzucha, upiec ciasteczka, zrobić dżem , dodać do lemoniad
I myśmy tam byli. Spacerowaliśmy wśród lawendowych łanów upajając się jej aromatycznym zapachem, słuchaliśmy brzęczenia trzmieli , które obsiadły kwiaty, podziwialiśmy piękne widoki stojąc na szczycie lawendowych wzgórz a dla ciała- smakowaliśmy lawendową herbatę i lemoniadę oraz lawendowe lody.
A potem odwiedziliśmy Kraków, który zafundował nam solidny deszcz . W strugach deszczu zobaczyliśmy grający zegar w Collegium Maius śpiewając jak na to miejsce przystało Gaudeamus Igitur.